*12 lat później*
Dalej pamiętam słowa dziadka które powiedział te 12 lat temu. Wszystko wydawało się takie no straszne. Przecież nie każdy dowiaduje się ,że pomoże w połączeniu obu krain. Chociaż można było pomyśleć ,że to jakiś żart, ja już wiedziałem ,że to będzie coś. Dziadek nigdy nie kłamał, co sprawiło ,że zawsze każdy mu ufał. I chyba nikt nie podważy tego co on mówi. Lecz no zmiana tematu.
Siedziałem właśnie w pokoju czytając o runach i takich tam. Do tego nie mogłem się skupić. Co za głupie książki! Jak siedzenie nie pomaga, to pochodzę po pokoju. Wolnym ruchem wstałem i zacząłem maszerować po pokoju z książką w ręku. Nie chodzi o to ,że jestem nieukiem, tylko na dzisiaj już nie mogłem patrzeć na te wszystkie książki, te literki, znaczki.. Oczopląsu dostawałem.
- Dość na dzisiaj. - pomyślałem
Położyłem książkę na ziemie, a sam rzuciłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Cisza i spokój. Siostry w ogrodzie z mamą, tata gdzieś w zamku i ja w pokoju. Brakuje mi tu jeszcze Niall'a. Chociaż chwila spokoju dobrze mi zrobi. Hm, będę musiał za jakąś godzinę zacząć trenować. Lecz mam jeszcze czas.
- Yoko. - zawołałem moja kotkę
Nim się zorientowałem już mała, ciepła kuleczka leżała mi na brzuszku. Była ona cała biała, jak śnieg. Do tego jej niebieskie oczka były śliczne. Uwielbiałem się z nią bawić. Zawsze potrafiła mi poprawić humor. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na nią kładąc rękę na jej futerko. Zacząłem delikatnie głaskać i drapać za uszkiem. Jej mruczenie umiało uspokoić.
- Louis, trening! - krzyknął donośnie Niall'a
Z przerażenia aż spadłem z łóżka. Od razu poczułem ból w plecach. Boże, zabije, poćwiartuje i zakopie tą go. Boże, a co z Yoko?! Spojrzałem na siebie i się zdziwiłem. Kotka dalej leżała na brzuchu słodko mrucząc.
- Moje plecy! - wydałem się
Mój przyjaciel szybko znalazł się obok
mnie patrząc ze zmartwieniem. Zdjął małą z mojego brzucha. Lecz ja dalej leżałem na plecach. Boże, Niall zginiesz marnie. Oj, zginiesz. Horan kucnął przy mnie i zaczął pomagać mi. Każda cząstka mnie krzyczała z bólu.
mnie patrząc ze zmartwieniem. Zdjął małą z mojego brzucha. Lecz ja dalej leżałem na plecach. Boże, Niall zginiesz marnie. Oj, zginiesz. Horan kucnął przy mnie i zaczął pomagać mi. Każda cząstka mnie krzyczała z bólu.
- Ja.. Ja , przepraszam księcia. - spuścił głowę w dół
Spojrzałem na niego chwilę i roztrzepałem jego czuprynkę. Nie lubiłem jak mówili do mnie tak. Wystarczyło zwykłe Louis, Lou, Tommo lub Boo Bear.
- Spokojnie, już tak nie boli jak na początku. - uśmiechnąłem się
Chłopak od razu spojrzał na nie mnie z ulgą, po czym odwzajemnił uśmiech. No to czas na trening. Ciekawe kto teraz będzie się bacznie przyglądać temu jak walczę.
- Louis, nie pocieszę cie. - odezwał się cicho
Zakładałem właśnie strój na trening, za to mój przyjaciel już był gotowy.
- Co się stało? - zapytałem po chwili
- Twój ojciec... - zaczął
Przerwało mu otwieranie drzwi, w których był mój tata. Od razu mina mi zrzedła. Teraz będę musiał być idealny, bo inaczej skrytykuje mnie.
- Mam nadzieje ,że pokażesz synu klasę. - powiedział mój ojciec
- Oczywiście. - odpowiedziałem
Tata uśmiechnął się i wyszedł. Od razu spuściłem głowę w dół. Przecież ja nie dam rady. Nie trenuje od dziecka, ani nie jestem w tym mistrzem. Nie Louis, nie jestem pesymistą, to nie ty.
- Lou, czas. - usłyszałem głos Niall'a
Od razu spojrzałem na niego i skinąłem głową ,że jestem gotowy. Równym ruchem wyszliśmy z pomieszczenia. Horan doskonale wiedział ile to dla mnie znaczy ,że ojciec jest tu i ile stresu mam przez to. Zerknąłem na ojca, patrzył się na mnie neutralnie. Potem na Horana. Nie miał żadnych uczuć wymalowanych na twarzy, tylko w oczach było widać delikatny stres.
- Zaczynajcie. - głos która rozszedł się po całym miejscu
Oboje odsunęliśmy się od siebie na odpowiednią odległość. No to teraz czas zaczął. Przymknąłem powoli oczy, starając się uspokoić. Niestety, w tym momencie legenda w której miałem brać udział przyszwędała się do głowy. O nie.
- Jest taki młody. Nawet nie wie ile znaczy dla własnego ojca, króla, władcy.. - zaczął starzec
- Nic na to nie poradzisz. On w końcu zrozumie, przecież wiesz o tym. - rzekła młoda kobieta
Mężczyzna cicho westchnął, co sprawiło ,że kobieta posmutniała. Doskonale wiedziała ,że ojciec miał racje. Lecz co ona mogła zrobić? Ukryć syna? Nie.
- A ten drugi chłopiec z Erny? - zapytała niespokojna
- Jak wiem to jest to wilkołak, w postaci człowieka. Wiesz jak wyglądają przemiany - odpowiedział smutno
- Ale mój synek to anioł z doznaniami i pragnieniami człowieka. - krzyknęła zrozpaczona
- Wiem, ale nie ma innego wyjścia. Wszystkiego musimy go nauczyć. - wyszeptał
Chyba właśnie teraz zorientował się ,że podsłuchuje ich niebieskooki chłopiec. Postał kobiecie szybki znam ,że nie są sami. Zaś ona jedynie zaczęła się zastanawiała się ile jej synek usłyszał.
Kolejny raz oberwałem od przyjaciela dalej starając się bronić. Nie mogłem przestać myśleć o wilkach, aniołach, o tym wszystkim. Zobaczyłem tylko jak chłopak biegnie i wyskakuje wprost na mnie. No to teraz tak jak cie uczono, dajesz.
Ręce krzyżowałem na piersi i odepchnąłem od razu go od siebie. Co sprawiło ,że od leciał do tyłu lądując na nogach. Ja zaś szybko zerknąłem na ojca który patrzył na mnie z pogardą? Tak, to można było nazwać. Widać było ,że go zawiodłem.
- Louis'ie. - ojca głos był stanowczy
Nic na to nie odpowiedziałem, tylko zacząłem napierać na przeciwnika. Taka złość w tym momencie ogarnęła mnie. Przecież ja zawsze byłem taki spokojny..
Kolejny unik, kolejne uderzenie i kopnięcie. A my dalej staliśmy na nogach. Powoli z każdego z nas opuszczały siły i motywacje do dalszej walki. Do tego czułem wzrok ojca na sobie, to było coś okropnego. Jeden ruch i on za mną.
- Kurwa.. - wyszeptałem
I podciął mnie, co sprawiło ,że upadłem na ziemie z hukiem. Przyjaciel patrzył na mnie z przerażeniem, lecz nie na długo. Wstałem za jednym ruchem i oddałem przeciwnikowi cios za ciosem. Za każdym kolejnym obronionym i nie stawałem się słabszy. Doszło do tego okropne uczucie. Czułem jak by coś wychodziło z moich pleców. Tylko nie wiedziałem co.
- Uważaj! - krzyknął farbowany blondyn
Szybko wykonałem dwie gwiazdę do tyłu unikając ciosu. Przy tym czując ból w prawej ręce ,która zgięła się pod koniec. Co sprawiło ,że upadłem na brzuch.
- Cholera! - krzyknąłem słabo
Chłopak od razu znalazł się obok mnie wraz z ojcem. Powoli przewróciłem sie na prawy bok, a ból nie mijał, tylko potężniał z każdą kolejną chwilą. Zwinąłem się w kulkę zaciskając mocno oczy. Nie pomogło, nic nie pomagało. Nawet dłoń ojca ,którą położył na moich plecach.
- Odsuńcie się! - usłyszałem matczyny głos
Automatycznie zrobili dwa kroki do tyłu. Kobieta zaś pochyliła się nade mną i zaczęła uspokajać. Nie pomagało, tak bardzo teraz chciałem by to nie wychodziło ze mnie. Za bardzo bolało.
- Lou, musisz pozwolić skrzydłom sie wydostać, inaczej rozszarpie cię od środka. - wyszeptała
- Skrzydła?! - mój osłabiony krzyk usłyszeli Niall z ojcem
Od razu ojciec podszedł do matki. Zaczął strasznie krzyczeć i wypytywać.
- To go zabije! - wydarł się wręcz na nią
- Jest silny. Musi pozwolić im wyjść. - mówiła spokojnie
Leżałem dalej. Analizowałem wszystkie słowa. SKRZYDŁA. ROZSZARPAĆ. BÓL. ZABICIE. WYDOSTANIE. Zacisnąłem ponownie powieki. Nie chciałem ich, nie było mi to pisane.
Pozwól im. Przez moją głowę przeszła myśl. Ale jak?! A jeśli to i tak nie pomoże? To już po mnie.. Przewróciłem się powoli na brzuch. Kolejny ból, szlak!
- Braciszek! - znajomy pisk siedział mi w uszach
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Fizzy. Ostatnimi siłami zmieniłem pozycje i zacząłem kierować się w jej kierunku. Ból nie dawał za wygraną, do tego z grymasem na twarzy. Widziałem w oczach siostrzyczki strach, jak i ciekawość. Co ona tu robiła?
- Fizzy, odsuń się. - usłyszałem głos ojca
Ona zaś dalej czekała na mnie. Już nie dawałem rady. Ani jednego kroku, boże jeszcze kawałeczek. Tylko do siostry i tyle.
- Aaaaaa! - krzyknąłem z bólu lecąc do przodu
Czując jak jedno skrzydło wyszło z moich pleców utrzymując mnie nad ziemią. Z moich oczu momentalnie poleciały łzy zdobiąc moje policzki. Przed całe plecy przechodziły dreszcze i kolejna fala bólu, za każdym razem coraz mocniejsza.
- Niall, leć do niego! - rozkazała mama
- Za późno... - wyszeptałem
Drugie skrzydło było już na wierzchu. Nie miałem siły już nawet krzyczeć z cierpienia jakie opanowało moje ciało. Czułem tylko jak powoli opadam na dół w czyjejś ramiona zamykając powoli oczy. Wpadłem w ciemność, w pustkę bez niczego.
- Louis. - wyszeptałem
Imię chłopca z legendy o której mówili mi jak byłem mały. Louis, Louis, Louis... Lecz i tak je wymówiłem, a przez moje ciało przeszła fala bólu. Chłopak o cudownych oczach ukazał się w mojej głowie. Wygiąłem się w łuk i mnóstwo przekleństw wyleciało z moich ust. Ból był nie do zniesienia. Wzrok rodziców, siostry, poddanych był do niezniesienia. Niech oni się nie patrzą!
- Zaczyna się. - powiedział król
- Czy nie za wcześnie? - zapytała z niepokojem rodzicielka
- Co się dzieje?! - krzyknąłem
- Nie bój sie. - rzekła spokojnie
Ojciec wraz z matką znaleźli się obok mnie i pomogli mi dość do pokoju. Tam na spokojnie przeszedłem przemianę. Chociaż w głowie dalej siedział mi chłopak o anielskich oczach i delikatnych rysach twarzy..
- Louis, nie pocieszę cie. - odezwał się cicho
Zakładałem właśnie strój na trening, za to mój przyjaciel już był gotowy.
- Co się stało? - zapytałem po chwili
- Twój ojciec... - zaczął
Przerwało mu otwieranie drzwi, w których był mój tata. Od razu mina mi zrzedła. Teraz będę musiał być idealny, bo inaczej skrytykuje mnie.
- Mam nadzieje ,że pokażesz synu klasę. - powiedział mój ojciec
- Oczywiście. - odpowiedziałem
Tata uśmiechnął się i wyszedł. Od razu spuściłem głowę w dół. Przecież ja nie dam rady. Nie trenuje od dziecka, ani nie jestem w tym mistrzem. Nie Louis, nie jestem pesymistą, to nie ty.
- Lou, czas. - usłyszałem głos Niall'a
Od razu spojrzałem na niego i skinąłem głową ,że jestem gotowy. Równym ruchem wyszliśmy z pomieszczenia. Horan doskonale wiedział ile to dla mnie znaczy ,że ojciec jest tu i ile stresu mam przez to. Zerknąłem na ojca, patrzył się na mnie neutralnie. Potem na Horana. Nie miał żadnych uczuć wymalowanych na twarzy, tylko w oczach było widać delikatny stres.
- Zaczynajcie. - głos która rozszedł się po całym miejscu
Oboje odsunęliśmy się od siebie na odpowiednią odległość. No to teraz czas zaczął. Przymknąłem powoli oczy, starając się uspokoić. Niestety, w tym momencie legenda w której miałem brać udział przyszwędała się do głowy. O nie.
- Jest taki młody. Nawet nie wie ile znaczy dla własnego ojca, króla, władcy.. - zaczął starzec
- Nic na to nie poradzisz. On w końcu zrozumie, przecież wiesz o tym. - rzekła młoda kobieta
Mężczyzna cicho westchnął, co sprawiło ,że kobieta posmutniała. Doskonale wiedziała ,że ojciec miał racje. Lecz co ona mogła zrobić? Ukryć syna? Nie.
- A ten drugi chłopiec z Erny? - zapytała niespokojna
- Jak wiem to jest to wilkołak, w postaci człowieka. Wiesz jak wyglądają przemiany - odpowiedział smutno
- Ale mój synek to anioł z doznaniami i pragnieniami człowieka. - krzyknęła zrozpaczona
- Wiem, ale nie ma innego wyjścia. Wszystkiego musimy go nauczyć. - wyszeptał
Chyba właśnie teraz zorientował się ,że podsłuchuje ich niebieskooki chłopiec. Postał kobiecie szybki znam ,że nie są sami. Zaś ona jedynie zaczęła się zastanawiała się ile jej synek usłyszał.
Kolejny raz oberwałem od przyjaciela dalej starając się bronić. Nie mogłem przestać myśleć o wilkach, aniołach, o tym wszystkim. Zobaczyłem tylko jak chłopak biegnie i wyskakuje wprost na mnie. No to teraz tak jak cie uczono, dajesz.
Ręce krzyżowałem na piersi i odepchnąłem od razu go od siebie. Co sprawiło ,że od leciał do tyłu lądując na nogach. Ja zaś szybko zerknąłem na ojca który patrzył na mnie z pogardą? Tak, to można było nazwać. Widać było ,że go zawiodłem.
- Louis'ie. - ojca głos był stanowczy
Nic na to nie odpowiedziałem, tylko zacząłem napierać na przeciwnika. Taka złość w tym momencie ogarnęła mnie. Przecież ja zawsze byłem taki spokojny..
Kolejny unik, kolejne uderzenie i kopnięcie. A my dalej staliśmy na nogach. Powoli z każdego z nas opuszczały siły i motywacje do dalszej walki. Do tego czułem wzrok ojca na sobie, to było coś okropnego. Jeden ruch i on za mną.
- Kurwa.. - wyszeptałem
I podciął mnie, co sprawiło ,że upadłem na ziemie z hukiem. Przyjaciel patrzył na mnie z przerażeniem, lecz nie na długo. Wstałem za jednym ruchem i oddałem przeciwnikowi cios za ciosem. Za każdym kolejnym obronionym i nie stawałem się słabszy. Doszło do tego okropne uczucie. Czułem jak by coś wychodziło z moich pleców. Tylko nie wiedziałem co.
- Uważaj! - krzyknął farbowany blondyn
Szybko wykonałem dwie gwiazdę do tyłu unikając ciosu. Przy tym czując ból w prawej ręce ,która zgięła się pod koniec. Co sprawiło ,że upadłem na brzuch.
- Cholera! - krzyknąłem słabo
Chłopak od razu znalazł się obok mnie wraz z ojcem. Powoli przewróciłem sie na prawy bok, a ból nie mijał, tylko potężniał z każdą kolejną chwilą. Zwinąłem się w kulkę zaciskając mocno oczy. Nie pomogło, nic nie pomagało. Nawet dłoń ojca ,którą położył na moich plecach.
- Odsuńcie się! - usłyszałem matczyny głos
Automatycznie zrobili dwa kroki do tyłu. Kobieta zaś pochyliła się nade mną i zaczęła uspokajać. Nie pomagało, tak bardzo teraz chciałem by to nie wychodziło ze mnie. Za bardzo bolało.
- Lou, musisz pozwolić skrzydłom sie wydostać, inaczej rozszarpie cię od środka. - wyszeptała
- Skrzydła?! - mój osłabiony krzyk usłyszeli Niall z ojcem
Od razu ojciec podszedł do matki. Zaczął strasznie krzyczeć i wypytywać.
- To go zabije! - wydarł się wręcz na nią
- Jest silny. Musi pozwolić im wyjść. - mówiła spokojnie
Leżałem dalej. Analizowałem wszystkie słowa. SKRZYDŁA. ROZSZARPAĆ. BÓL. ZABICIE. WYDOSTANIE. Zacisnąłem ponownie powieki. Nie chciałem ich, nie było mi to pisane.
Pozwól im. Przez moją głowę przeszła myśl. Ale jak?! A jeśli to i tak nie pomoże? To już po mnie.. Przewróciłem się powoli na brzuch. Kolejny ból, szlak!
- Braciszek! - znajomy pisk siedział mi w uszach
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Fizzy. Ostatnimi siłami zmieniłem pozycje i zacząłem kierować się w jej kierunku. Ból nie dawał za wygraną, do tego z grymasem na twarzy. Widziałem w oczach siostrzyczki strach, jak i ciekawość. Co ona tu robiła?
- Fizzy, odsuń się. - usłyszałem głos ojca
Ona zaś dalej czekała na mnie. Już nie dawałem rady. Ani jednego kroku, boże jeszcze kawałeczek. Tylko do siostry i tyle.
- Aaaaaa! - krzyknąłem z bólu lecąc do przodu
Czując jak jedno skrzydło wyszło z moich pleców utrzymując mnie nad ziemią. Z moich oczu momentalnie poleciały łzy zdobiąc moje policzki. Przed całe plecy przechodziły dreszcze i kolejna fala bólu, za każdym razem coraz mocniejsza.
- Niall, leć do niego! - rozkazała mama
- Za późno... - wyszeptałem
Drugie skrzydło było już na wierzchu. Nie miałem siły już nawet krzyczeć z cierpienia jakie opanowało moje ciało. Czułem tylko jak powoli opadam na dół w czyjejś ramiona zamykając powoli oczy. Wpadłem w ciemność, w pustkę bez niczego.
~*~
- Louis. - wyszeptałem
Imię chłopca z legendy o której mówili mi jak byłem mały. Louis, Louis, Louis... Lecz i tak je wymówiłem, a przez moje ciało przeszła fala bólu. Chłopak o cudownych oczach ukazał się w mojej głowie. Wygiąłem się w łuk i mnóstwo przekleństw wyleciało z moich ust. Ból był nie do zniesienia. Wzrok rodziców, siostry, poddanych był do niezniesienia. Niech oni się nie patrzą!
- Zaczyna się. - powiedział król
- Czy nie za wcześnie? - zapytała z niepokojem rodzicielka
- Co się dzieje?! - krzyknąłem
- Nie bój sie. - rzekła spokojnie
Ojciec wraz z matką znaleźli się obok mnie i pomogli mi dość do pokoju. Tam na spokojnie przeszedłem przemianę. Chociaż w głowie dalej siedział mi chłopak o anielskich oczach i delikatnych rysach twarzy..
Uwaga:
Jak zauważyliście jest wątek wilkołaków jak i aniołów. Mam nadzieje ,że was to tylko zachęciło do czytania bloga. I ogólnie rozdział się spodobał, oby wam też. Do tego wyszedł dłuższy niż myślałam.
Nie bądźcie źli ,że Louis tak wycierpiał, już nie będzie. :) Czekam na wasze szczere opinie na temat rozdziału. :)
~Panda
Jak zauważyliście jest wątek wilkołaków jak i aniołów. Mam nadzieje ,że was to tylko zachęciło do czytania bloga. I ogólnie rozdział się spodobał, oby wam też. Do tego wyszedł dłuższy niż myślałam.
Nie bądźcie źli ,że Louis tak wycierpiał, już nie będzie. :) Czekam na wasze szczere opinie na temat rozdziału. :)
~Panda