piątek, 6 grudnia 2013

Informacja na temat obu blogów

Witajcie kochani. Pewnie już tu nikt nie zagląda ,ale nie dziwie się. Wiem ,że bardzo długo mnie nie było. BARDZOOO DŁUGO. Co spowodowało ,że przeniosłam się na tumblr. Lecz o tym zaraz.
Chce wiedzieć czy jeszcze czytacie to co pisze i czy czekacie mimo ,że tak nie pisałam nic. 
Shot już został przeniesiony na tumblr. Więc jest pytanie.
Chcecie jeszcze czytać to co pisze? Tak lub Nie. 

To bardzo ważne. mój tt @creepyypanda 
Bardzo was przepraszam i WESOŁYCH MIKOŁAJEK!

~Panda

Możecie mnie nawet ukamienować, zakopać i co tylko chcecie. Proszę was o wybaczenie aniołki kochane. 

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 3

Po kilku minutach policzki miałem już suche, a płakać już nie mogłem. Jak widać zapasy wody wyczerpały się, a jednak siłe zyskałem. Czyli teraz mogłem uciec od niego i być znów bezpieczny, lecz na jak długo? No własnie to było pytanie podstawowe. Chociaż.. Szczerze, nie czułem źle się tu, prz nim. Powoli podniosłem głowę do góry wstając przy tym napotykając szmaragdowe tęczówki chłopaka. Wyglądał jak by intesywnie nad czymś myślał.

- Usiądź nie zrobie ci krzywdy. - powiedział po chwili
- Wole jednak postać. - odparłem
- Niech ci będzie. - poddał się - Jak widać legendy nie kłamią. - dodał po chwili
- Nie rozumiem. - cicho wyszeptałem
- Jesteś moim hmm, przeciwieństwem? Do tego aniołem, który jak ja nie panuje nad swoją, jak by to ująć w słowa. Ooo, postacią. - zaśmiał się - Obu nam mówiono od małego o tym, a teraz jesteśmy tu i nic. - dokończył

Po czym podszedł powoli do drzewa i usiadł zamykając oczy. A temu co się stało? Przed chwila taki kozak, zreszta ja również. Lecz teraz tacy spokoji.. Coś zadziwiającego. Do tego jeszcze jego słowa. Wie ,że nie panuje nad tym co się ze mną dzieję. A sam nie jest lepszy. Szczerze, to liczyłem na kolejna kłótnie z nim. A teraz taki potulny. Mozna by uznać ,że przy każdej sytuacji nakłada maskę, która nie pokazuje jego emocji. Udaje kogoś kimś nie jest? O tak. Chyba go rozgryzłem.
Rozejrzałem się wokół. Ani żywej duszy, tylko ja i on. Hmm, Harry. Wilkołak z druhiego królestwa. Ciekawe. Hm, może go unieruchomie i bum zniknę. Powoli połozyłem dłoń na ziemi i zacząłem jeździć po niej palcem.

- Nawet nie próbuj księżniczko. - powiedział oschle czujac jak patrzy na mnie

Chwila, chwila.. Czy on przed chwilą nie nazwał mnie KSIĘŻNIKOM?! Ja mu kurwa zaraz pokaże książnikę jak tylko podejde do niego.

- Jak mnie kurwa nazwałeś? - warknałem
- Czyli ksiązniczka nie usłyszała. - odparł

Zagotowało się we mnie. Jednym ruchem podniosłem go do góry patrząc mu w oczy. Ze spokojnych szmaragdów zrobił się wściekłe złoto. Skóra jego zaczęła czymś zarastać, co jeszcze bardziej mnie zszokowało jak i zdenerwowało. Chwila! Kurwa! Przemienia się! Szybko odskoczyłem i nim się obejrzałem pióra zasłoniły mnie przed nim.
Powoli podniosłem wzrok na niego. Nie wygladał ażtak strasznie. Moja złośc zgasła tak nagle jak się pojawiła. Boże.. Co się ze mną dzieje?

- Harry.. - wyszeptałem
- Louis'ie, nie teraz. Padnij. - usłyszałem ciemny warkot

Jego głos, juz nie był taki jak wcześniej.. Taki wilczy? Bardziej pasowało, straszny. Tak. Po całym ciele przeszły mnie ciarki.

- Co? - zapytałem
- Szybko, ukryj się! - ryknął potężnie

Niestety za późno. Było słychać krzyki i biegł. Pewnie jego strazy, łowców, wszystkich. Chociaż.. Jednym ruchem moje skrzydła zasłoniły mnie, a chłopak stanał przede mną, chcąc chronić mnie.

- Książe Harry!
- Anioł!
- Ojciec będzie z niego taki dumny!
- Łapać go!

Coraz więcej krzyków. Coraz bardziej ciemno się robiło. Dopiero teraz było widać jak słońce chce się schować za horyzont. Zacząłem się bać, na prawde.. Chcieli mnie żywego. Gratulowali księciu tej krainy. Złapać mnie, anioł? Boże! Spojrzałem szybko na Harry'ego, było widać ,że wszystki jego mięście się napinają. Czyli przygotowywał się do obrony, do obrony mnie. MNIE..

- Księżniczko! - niski warkot mojego obrońcy dotarł do mnie

Nagle poczułem przeszywający ból w plecach, co sprawiło ,że jęknałem. Po czym upadłem na kolana dławiac się. Wszystko zaczynało mi wirować przed oczami, mój oddech stał się płytszy. Nie mogłem złapać tchu, jak by powietrze nie docierało do moich płuc.

- Książę Enti! - znajomy głos obił sie echem po moich uszach

Potem zrobiło się ciemno, a ból tak nagle i dziwnie zniknał. Nareście..

Znalazłem się na łące. Wszędzie było widać kwiaty, radośni poddani cieszyli się, a uśmiechy ich wyrażały więcej słów. Cichy i melodyjny śpiewa platków zapraszał wszystkich do wspólnego tańca. Jak by to było jakieś święto. Wszyscy byli teraz równi, a zarazem wolni. Czułem ogromna radość. Z daleka moja młodsza siostra Fizzy tańczyła z tatą, a mama przygladała się temu z uśmiechem. Niall tańczacy z jakąś niewiastą, słodko razem wyglądali. Tylko czemu mnie tam nie było przy nich?

- Nareście pokój, czyli to co tak bardzo chceliśmy. - usłyszałem za sobą

Czyjaś ręka znalazła się na moim ramieniu, znajomy dotyk. Nawet bardzo znajomy, delikatnie się uśmiechnąłem.

- Tak. - powiedziałem

A następnie ogromny ból. Kolejny i kolejny. Aż z moich ust wydobyło się jęknięcie. Po czym upadłem na ziemie bezsilny.

- Lou. - cichy szept mojej siostry obudził mnie z tego snu
- Fizzy, nie budź go. Musi wyzdrowieć. - głos mojej rodzicielki odbił się echem po pomieszczeniu

Powoli zacząłem otwierać powieki, starając się nie ruszać za bardzo. Chwila. Skąd ja się tu wziałem? Zacisnąłem oczy przypominając sobie wczesniejsze wydarzenie. Harry jako wilkołak. Mnóstwo straży. Nazwał mnie księżnikom. Szmaragdowe spojrzenie. Złota wściekłość. Przeszywający ból.
Szybko otworzyłem oczy patrzac wprost na najmłodszą siostrę. Całe moje ciało pulsowało, a post spływał mi z czoła. Do tego czułem jak ból usuwa się z mojego ciała. Nareście.

- Mamo obudził się! - pisnęła
- Gdzie Pheobe i Daisy? - zapytałem słabo
- Śpią w swoich pokojach. - odpowiedziała mama - A ty lepiej odpoczywaj i nabieraj siły. To ,że obudziłes się nie oznacza zwalczenia trucizny. Twój organizm musi walczyć. Z Erny ksiażę obiecał nam dostarczenie odtrutki na to. - dodała po chwili

Harry.. On

- Odpocząłem już. - powiedziałem
- Louis, niewystarczająco. - odparła smutno - Fizzy, idź do dziewczynek. - spojrzała na małą
- Niech zostanie. - uśmiechnałem się przkonywująco

Rodzicielka chwile się zastanowiła nam moja wypowiedzią. Oby dzię zgodziła. Siostrzyczka jak widać nie spała, tylko czuwała przy mnie. Jakie to kochane. Czasami zachowywały się okropnie, lecz nie oddałbym je za nic.

- No dobrze. Mam jedno ale. - zaczęła
- Jakie ale? - zapytałem
-  Jak wyjdę z pokoju, od razu kładziecie się spać. - odpowiedziała - Fizzy musi wreście pójść spać, a ty odpocząć. - dodała
- Zgoda. - powiedzieliśmy razem

Kobieta śmiechnęła się do nas i opuściła pokój. Za to mała szybko obeszła moje łózko i wsuneła się obok mnie. Sięgneła po dwie poduszki, jedna pod głowę, a drugą przytuliła do siebie. Była taka słodka. ucałowałem ja delikatnie w czółko, na co uśmiechnęła sie promieniście. Mój mały skarbeczek.

- Dobranoc Fi. - uśmiechnąłem się
- Dobranoc Lou. - odpowiedziała

~*~

- Czy wyście już do chuja zgłupieli?! - wydarłem się na nich w pałacu - Czy mam was wszystkich na ścięcie kurwa dać?!
- Ale książę... - zaczął jeden
- Zamilcz. - spojrzałem na niego

Jak by moje spojrzenie mogło zabijać, to już nie żył. jak oni mogli mu to zrobic?! Jak?! Czy on coś im zrobił? Nie. Był tylko jak zajaczek, którego się goni.. Czemu ja nie umiałem go ochronić? Czemu? Spojrzałem na ich wszystkich mając ochotę ich rozszarpać. Do tego moi rodzice patrzyli na mnie z przerażeniem i dobrze. Było ich kurwa nie nasyłać na niego.

- Za 5 minut chce na to odtrutkę. Bo jak kurwa nie, to inaczej bedzie. - warknałem

- Książę Enti! - krzyknał ktoś
Wilkołak szybko odwrócił się w stronę skrzydlatego, który leżał juz na ziemi. Niestety nie umiał go uchronić przed tym. Za wolno to zrobił. A tak bardzo chciał mu nic mu się nie stało. Wrócił szybko do swojego poprzedniego wcielenia i usiadł przy nim.
- A niech tylko, któryś podejdzie to pozabijam. - warknął
Wszyscy cofnęli się, a nie którzy nawet uciekli bojąc się jego gniewu. Chłopak wziął delikatnie ciało mężczyzny i przygarnął do siebie. Widział jak trucizna zaczyna go wyżerać. Wiedział ,że ma nie wiele czasu, a jak organizm jest wytrzymały to są jeszcze nadzieje na zwalczenie jej.
- Księżniczko.. - wyszeptał zbolały
- Jezu, Louis! - krzyknął przyjaciel Tomlinson'a
Szybko usiadł przy nich przeklinając się w duchu ,że spóźnili się. Spojrzał na straż ze swojego królestwa. Byli gotowi nawet teraz zacząć walczyć za księcia.
- Spokojnie, on jeszcze żyję. Musicie go szybko przenieść do zamku i dać odtrutkę gdy zbladnie. Jeżeli ma silny organizm to pokona to, a jak nie. - powiedział Harry przełknął śline - To musicie się modlić by obudził się. Do tego obiecuje ,że dostarze wam odtrutkę na to. - dodał po chwili
- Dobrze. Bierzcie go i szybko do zamku! - krzyknął farbowany blondyn - Dziękuję ci. - odpowiedział mu cicho

- Mamy odtrutkę! - krzyk przywrócił mnie na ziemie

Spojrzalem na niego i podszedłem od razu. Wręczył mi do dłoni niewielka fiolkę. Odetchnąłem z ulga na jej widok. Księżniczka* zostanie uratowany i prawie nie zabity.. Skinałem mu głową i pobiegłem na górę patrząc na fiolkę od której teraz zależało życie jego.
Gołab już czekał na wylot z przesyłką do drugiego królestwa. Zapakowałem odtrutkę i przyczepiłem to do nogi ptaka mając nadzieje ,że nie upadnie to z jego nóżki.

- Leć i czekaj na odpowiedź króla. - powiedziałem

Wypuściłem gołąbka moglac się by zdażył na czas. Najważniejsze by on przeżył. Najważniejsze.. Usiadłem na swoim łożu i schowałem ręce w dłonie. Leć, szybko leć. - powtarzałem sobie w myslach. Można by powiedzieć ,że opetał mnie strach o jego życie.

- Hazz.. Będzie dobrze. - usłyszałem za soba głos przyjaciela
- Obyś miał racje.. - wymamrotałem zbolały



*Księżniczka - Harry robiąc na złość Louis'owi tak go nazwał by go też równiez ponizyć







UWAGA: No to jest 3 rozdział. Bardzo was przepraszam za moje zaniedbanie bloga. Wiem ,że jestescie pewnie źli, bo zwiastun jest, wszystko jest. A gdzie rozdział? W lesie. A raczej jak na tam tym blogu, blokada
Mam nadzieje ,że jednak przypadnie wam do gustu, został napisany na szybko ponieważ nie mam własnego sprzętu przy sobie. Do tego przepraszam za wszystkie błędy.
Chce zobaczyć jak najwięcej komenatrzy. Chce zobaczyć ,że jeszcze to czytacie. c:
~Panda

środa, 17 lipca 2013

Przepraszam..

Rozdział będzie dodany do końca tygodnia. Bardzo was przepraszam. Wiem ,że zaniedbałam ten blog, ale.. Nie mam co się bronić. To moja wina.

Wybaczycie mi? Mam nadzieje, że jednak mi wybaczycie i będziecie zadowoleni z nowego rozdziału i nowych losów Hazzy i Lou.

Much love c: ~Panda

Edit: W aktualnościach jest napisane kiedy możecie się go spodziewać. SORRY! 

sobota, 15 czerwca 2013

NIESPODZIANKA

Większość opowiadań ma zwiastuny. A to ,że jest dopiero 2 rozdział to macie taką niespodziankę ode mnie jak zwiastun wykonany przez moją koleżankę. Dane o wszystkim są w linku niżej.Mam nadzieje ,że się wam spodoba i liczę na łapki w góre i komentarze! c:



~Panda

Rozdział 2

UWAGA:
Przepraszam ,że tak długo czekaliiście. Wiem ,że miałam dać dobre 10 dni temu, lecz tyle nauki i popraw ,że głowa mała.
Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy! 5 i w górę, a nowy rozdział c:
Mam dal was niespodziankę, ha! Mam nadzieje ,że wam się ona spodoba jak i rozdział. c:
Jakieś pytania do bohaterów? Link do ask'a w kolumnie obok.
~Panda


Sierść. Sierść, kły. Sierść, kły, pazury. Sierść, kły, pazury, strach. Sierść, kły, pazury, strach. Sierść, kły, pazury, strach, złość. Sierść, kły, pazury, strach, złość, przerażenie. Te wszystkie słowa krążyły mi w głowie i zaczęło wkurzać. Do tego ten zapach. Albo mi sie tylko tak wydaje, albo naprawdę śmierdzę mokrym psem, kurwa.
Jeszcze chwilę temu byłem potworem. Czymś odrażającym. Boże, co za żenada. I do tego ten ból, który nie dawał mi spokoju. Pod koniec tego wszystkiego zostałem sam, opadając na łóżko. Byłem taki zmęczony i do tego trochę spać mi się chciało. Chociaż miałem dziwną potrzebę pogadania z Zayn'em.

Mały chłopczyk z burzą loczków na głowie biegał wokół swoich rodziców. Jego zielone oczęta spoglądały na wszystkie strony. Jego niewinny wygląd był czymś nadzwyczajnym, ta delikatność i śmiałość do innych ,aż nie spotykana.

- Harry, bo się przewrócisz. - powiedziała kobieta
- Ale, ale!  - krzyknął - Ja chce na rączki. - poprosił
Rodzicielka chłopca uśmiechnęła się i powoli wzięła go na ręce, co malucha strasznie ucieszyło. Od razu oplótł nóżkami jej pas i wtulił się w jej zagłębienie w szyi . Był strasznie szczęśliwy, niestety nie zawsze.
- Kocham cie mamo. - uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki
- Kochanie, ale ja cie bardziej. - ucałowała chłopca w główkę
Wiedział już wtedy ,że zawsze będzie bezpieczny, lecz nie zawsze wysłuchany. Bo jak to rodzice, jak zawsze zapracowani. Nie mający nawet czasu dla dziecka w tym wieku. A przecież to jest potrzebne teraz.

- Harry. - usłyszałem za sobą


Słowa sprawiły ,że wróciłem na ziemie. PO czym od razu spojrzałem w tą stronę. Była to moja matka, która nie wiem czego tu szukała. Wiedziała jaki to ból i jaki jestem padnięty. A teraz? Nawet nie wiem co chce zrobić.

- Tak? - zapytałem

Rodzicielka usiadła obok mnie i położyła mi dłoń na plecach. Od razu przeszedł mnie przyjemny dreszcz przechodzący przez plecy. Odczułem ulgę i zarazem senność. Już nic nie bolało. 

- Dziękuję.. - wyszeptałem
- Nie ma za co skarbie. - uśmiechnęła się ciepło

Już nic więcej nie powiedziała, tylko wyszła. Ja zaś wyjąłem telefon i wykręciłem numer Zayn'a. Musiałem z kimś pogadać, lub nie wiem co. Do tego sen zaczął mnie powoli nachodzić. To za pewne dzięki matce, chce bym odpoczywał dalej. Lecz po co mam dalej kurwa odpoczywać jak spałem dzień? No kurwa.
Przymknąłem powieki, by dać odpocząć oczom i czekałem ,aż przyjaciel odbierze.

- Hazza? - usłyszałem w słuchawce

Nie mając już panowania nad rękami, telefon poleciał mi na ziemie z delikatnym hukiem. Lecz to i tak nie zrobiło na mnie wrażenia bo po chwili usnąłem zapominając o wszystkim. Tylko dalej ten anielski chłopak...


Huk. Szybko otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Przy drzwiach był Zayn i rodzice. Wstałem powoli i popatrzyłem na nich. Serce zaczęło mi szybciej bić, nie wiedziałem co się dzieje. Matka podeszła do mnie, lecz dalej była odległość między nami. Przez cały kręgosłup przeszły mnie dreszcze, całe ciało opanowała gniew. O kurwa, znowu zaczyna się?

- Odsuńcie się!  - krzyknąłem

Było za późno. Moje ciało zaczęło obrastać futrem, wszystko zniekształcać. Wygiąłem się w łuk z bólu, który już nie był taki jak wcześniejszy. Na całe szczęście. Bo inaczej bym tego nie zniósł. I też inni też by tego nie znieśli.
Teraz już wyglądałem jak wcześniej. Zwierze i potwór. Tyle chujostwa w jednym.

- Harry, nie ruszaj się. - powiedziała spokojnie kobieta
- Nie! - wydarłem się

Mój głos był straszny, aż sam siebie się przeraziłem. Zniekształcony do tego stopnia ,że w ogóle nie było tak mojej barwy. Kurwa.
Od razu spojrzałem na Zayn'a. Chłopak miał strach wymalowany w oczach i na twarzy. Bał się mnie. Mnie, tego strasznego Styles'a za którego mnie uważano, lecz nie on. Tylko jemy pozwoliłem się do siebie zbliżyć, tylko jemu..
Zaczęli podchodzić do mnie powoli. Sam nie wiedziałem co mam zrobić. Jedną ucieczką było okno. Po sekundzie znalazłem się przy nim rozwalając je. Zrobiłem rozpęd, teraz to nie było ciekawie. Cztery łapy, to nie dwie nogi. Raz kozie śmierć, jak trzeba to kurwa trzeba. 

- Wrócę. - wyszeptałem
- Synu, nie. - usłyszałem ojca głos

Zacząłem biec jak strzała po czym wyskakując z balkonu. Zdałem się na zmysły, bo przecież jako postać ludzka bym chyba się zabił w tym momencie. Znalezienie się na głównym placu, zadowoliło mnie. Byłem już w całej okazałości, a na około mnie inni. Wiedźmy, wróżki, ludzie i nawet inne stwory z tego świata. Czyli nic nowego. Chwila..
Wsłuchałem się na spokojnie i zacząłem szybciej biec by minąć mury zamku. To był delikatny tupot skrzydeł. ANIOŁ! Przed moimi oczami ukazał się on. Anielska buzia i ta delikatność, to musi być on..
W lesie nie było już tak dobrze. Śnieg, lód, mróz. A na około strażnicy pilnujący okolic. Muszę szybciej go znaleźć, bo inaczej oni go zabiją lub wezmą jako zakładnika lub już nie wiem co. Anioły to u nas rzadkość, a raczej ich tu wcale nie ma.
Przekraczałem już las, a moim oczom ukazał się on. Chłopak leżący na łące, nieprzytomny i niewinnie wyglądający. Ogromne, do tego piękne skrzydła chroniące go. Styles, ogarnij dupe. 
Wywróciłem oczami na chwilę. Moje ciało zaczęło wracać do normy. Ludzka postać była teraz lepsza, niż wilk przeciwko aniołowi, nawet jeśli nie reagował. Powoli podszedłem do niego, uważając na białe pióra, które zapewne są również ostre jak brzytwa. 

- Louis'ie? - zapytałem

Nie reagował nawet. Powoli położyłem rękę na jego ramie. Był zimny, zacząłem się bać. Harry, kurwo miękniesz.. Dłonią głaskałem go po ramieniu, a skrzydła znikały. Na szczęście, jeszcze bym nimi sam oberwał za nic, bez takich. Chłopaka zaś wziąłem na ręce i podszedłem do drzewa, który dzielił łąkę od lasu. Tu narazie będziemy bezpieczni.

~*~

Ciepło ogarnęło moje ciepło. Delikatne ukucie, które po chwili zniknęło. Dalej ciepło, przyjemne ciepełko, które teraz jest mi potrzebne.Czyjś szept, spokojny głos. Lecz nikogo znanego mi dobrze. To ktoś obcy. Powoli moje mięśnie zaczęły się napinać, a sam zacząłem się niepokoić.

- Nie budzi się już 3 dni. - powiedziała kobieta

- Spokojnie, on musi odzyskać siły. - odpowiedział jej starszy mężczyzna
- Ale.. - zaczęła
- Jay, przestań. Musisz być dobrej myśli. To dzielny wojownik, tylko trochę się boli. - spojrzał na swego jedynego wnuka

- Boli. - wyszeptał chłopak stając naprzeciw im

- Synku! - usłyszał głos przepełniony miłości
- Em, to ja.. - uśmiechnął się delikatnie

- Znowu! - krzyknął

- Co się dzieje? - zapytała przerażona matka
- Skrzydła.. - wyszeptał
Stał on na balkonie i patrzył na rodzicielkę. Za nią był jego dziadek i przyjaciel. Zaś po chwili, skrzydła były na wierzchu, a on tylko pisnął z bólu. Widzieli go w pełnej okazałości. Wielkie białe skrzydła niczym śnieg, ostre jak sztylety, delikatnością podobne do puszku.

Nie! Koniec.. Mocniej zacisnąłem oczy, jak by to miało mi pomóc.. Potem uniosłem się, one same zaczęły... Nie miałem siły, nawet nie umiałem nimi sterować. Wszyscy mnie widzieli, każdy miał zdziwienie na ustach. Strach? Nie wiem. Sam się bałem. Przecież jedno złe skierowanie, a zlecenie na dół.

Potem upadek. Nic więcej. Co się dzieje? Czyżbym się bał? Ja? Nie możliwe. Lecz dalej są szepty. Nie mogę ich zrozumieć, choć bardzo chce.

- Louis'ie. - delikatną chrypkę wychwytałem

Szybko otworzyłem oczy, przy czym odleciałem do tyłu uderzając plecami o drzewo. Ał, kurwa! Rozejrzałem się szybko, a chłopak znalazł się obok mnie. Trzymając do tego w pasie, byłem za słaby.. To nie pomagało.

- Nie rób mi krzywdy.. - wyszeptałem
- Spokojnie. Jesteś słaby, sam to dobrze wiesz. Ja chce ci tylko pomóc. - powiedział - Jestem Harry. - przedstawił się

Chłopak miał burzę włosów na głowie i zielonkawe oczy. Był dość znajomy, tylko nie mogłem sobie niczego przypomnieć. Był chudy i wyższy ode mnie. No to znowu ja niski. Ale kij z tym. On chciał mi pomóc, co jeszcze bardziej mnie dziwiło. Nie wyglądał jak tutejszy z mojej krainy. Chwila.. Drugie dziecko z Erny!

- Erna!  - krzyknąłem

Odskoczyłem od niego, lecz to i tak nic nie pomogło. Chłopak po chwili był obok. Szybko położył mi dłoń na ustach, pewnie chciał mnie uciszyć.

- Uspokój sie.. Cała straż tu chodzi, szukają ciebie jak pies kota. - powiedział

Ugryzłem go w rękę, co sprawiło ,że od razu ją zabrał. Ulga. Nigdy nikogo nie gryzę, lecz teraz to taki wyjątek lub pomoc.

- No to mnie maja. - odparłem - A co ja kurwa jestem? Nic mi nie zrobią. - pytanie retoryczne poleciało z moich ust
- Nie kurwa. Nawet nie wiesz co ci mogą zrobić. - warknął - Są nawet gorsi ode mnie, panie głośno krzyczący.
- Torturować? Zabić? Oskubać z piór? - zaśmiałem się - Nie dali by rady.. - zacząłem
- Gdybyś był silny i opanował pióra, a tak to jesteś za słaby i byle jaki. - dokończył oschle

Teraz byłem w dołku. Nie wiedziałem co mam zrobić. Jak ucieknę od niego to trafię do piekła*, a jak z nimi zostanę to nie wiem co będzie. Zjechałem na dół plecami i skuliłem się. Z oczu popłynęły mi łzy, nie wiedząc czemu chciałem się wypłakać. Za dużo dla mnie. A niby zawsze sobie daje rade ze wszystkim..

*piekło - przenośnia np. jak w piekle

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 1

*12 lat później* 

Dalej pamiętam słowa dziadka które powiedział te 12 lat temu. Wszystko wydawało się takie no straszne. Przecież nie każdy dowiaduje się ,że pomoże w połączeniu obu krain. Chociaż można było pomyśleć ,że to jakiś żart, ja już wiedziałem ,że to będzie coś. Dziadek nigdy nie kłamał, co sprawiło ,że zawsze każdy mu ufał. I chyba nikt nie podważy tego co on mówi. Lecz no zmiana tematu.
Siedziałem właśnie w pokoju czytając o runach i takich tam. Do tego nie mogłem się skupić. Co za głupie książki! Jak siedzenie nie pomaga, to pochodzę po pokoju. Wolnym ruchem wstałem i zacząłem maszerować po pokoju z książką w ręku. Nie chodzi o to ,że jestem nieukiem, tylko na dzisiaj już nie mogłem patrzeć na te wszystkie książki, te literki, znaczki.. Oczopląsu dostawałem.

- Dość na dzisiaj. - pomyślałem

Położyłem książkę na ziemie, a sam rzuciłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Cisza i spokój. Siostry w ogrodzie z mamą, tata gdzieś w zamku i ja w pokoju. Brakuje mi tu jeszcze Niall'a. Chociaż chwila spokoju dobrze mi zrobi. Hm, będę musiał za jakąś godzinę zacząć trenować. Lecz mam jeszcze czas. 

- Yoko. - zawołałem moja kotkę

Nim się zorientowałem już mała, ciepła kuleczka leżała mi na brzuszku. Była ona cała biała, jak śnieg. Do tego jej niebieskie oczka były śliczne. Uwielbiałem się z nią bawić. Zawsze potrafiła mi poprawić humor. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na nią kładąc rękę na jej futerko. Zacząłem delikatnie głaskać i drapać za uszkiem. Jej mruczenie umiało uspokoić.

- Louis, trening! - krzyknął donośnie  Niall'a

Z przerażenia aż spadłem z łóżka. Od razu poczułem ból w plecach. Boże, zabije, poćwiartuje i zakopie tą go. Boże, a co z Yoko?! Spojrzałem na siebie i się zdziwiłem. Kotka dalej leżała na brzuchu słodko mrucząc. 

- Moje plecy! - wydałem się

Mój przyjaciel szybko znalazł się obok 
mnie patrząc ze zmartwieniem. Zdjął małą z mojego brzucha. Lecz ja dalej leżałem na plecach. Boże, Niall zginiesz marnie. Oj, zginiesz. Horan kucnął przy mnie i zaczął pomagać mi. Każda cząstka mnie krzyczała z bólu. 

- Ja.. Ja , przepraszam księcia. - spuścił głowę w dół

Spojrzałem na niego chwilę i roztrzepałem jego czuprynkę. Nie lubiłem jak mówili do mnie tak. Wystarczyło zwykłe Louis, Lou, Tommo lub Boo Bear.

- Spokojnie, już tak nie boli jak na początku. - uśmiechnąłem się

Chłopak od razu spojrzał na nie mnie z ulgą, po czym odwzajemnił uśmiech. No to czas na trening. Ciekawe kto teraz będzie się bacznie przyglądać temu jak walczę.


- Louis, nie pocieszę cie. - odezwał się cicho


Zakładałem właśnie strój na trening, za to mój przyjaciel już był gotowy.

- Co się stało? - zapytałem po chwili
- Twój ojciec... - zaczął

Przerwało mu otwieranie drzwi, w których był mój tata. Od razu mina mi zrzedła. Teraz będę musiał być idealny, bo inaczej skrytykuje mnie. 

- Mam nadzieje ,że pokażesz synu klasę. - powiedział mój ojciec
- Oczywiście. - odpowiedziałem

Tata uśmiechnął się i wyszedł. Od razu spuściłem głowę w dół. Przecież ja nie dam rady. Nie trenuje od dziecka, ani nie jestem w tym mistrzem. Nie Louis, nie jestem pesymistą, to nie ty.

- Lou, czas. - usłyszałem głos Niall'a

Od razu spojrzałem na niego i skinąłem głową ,że jestem gotowy. Równym ruchem wyszliśmy z pomieszczenia. Horan doskonale wiedział ile to dla mnie znaczy ,że ojciec jest tu i ile stresu mam przez to. Zerknąłem na ojca, patrzył się na mnie neutralnie. Potem na Horana. Nie miał żadnych uczuć wymalowanych na twarzy, tylko w oczach było widać delikatny stres.

- Zaczynajcie. - głos która rozszedł się po całym miejscu

Oboje odsunęliśmy się od siebie na odpowiednią odległość. No to teraz czas zaczął. Przymknąłem powoli oczy, starając się uspokoić. Niestety, w tym momencie legenda w której miałem brać udział przyszwędała się do głowy. O nie.

- Jest taki młody. Nawet nie wie ile znaczy dla własnego ojca, króla, władcy.. - zaczął starzec
- Nic na to nie poradzisz. On w końcu zrozumie, przecież wiesz o tym. - rzekła młoda kobieta
Mężczyzna cicho westchnął, co sprawiło ,że kobieta posmutniała. Doskonale wiedziała ,że ojciec miał racje. Lecz co ona mogła zrobić? Ukryć syna? Nie.
- A ten drugi chłopiec z Erny? - zapytała niespokojna
- Jak wiem to jest to wilkołak, w postaci człowieka. Wiesz jak wyglądają przemiany - odpowiedział smutno
- Ale mój synek to anioł z doznaniami i pragnieniami człowieka. - krzyknęła zrozpaczona
- Wiem, ale nie ma innego wyjścia. Wszystkiego musimy go nauczyć. - wyszeptał
Chyba właśnie teraz zorientował się ,że podsłuchuje ich niebieskooki chłopiec. Postał kobiecie szybki znam ,że nie są sami. Zaś ona jedynie zaczęła się zastanawiała się ile jej synek usłyszał.

Kolejny raz oberwałem od przyjaciela dalej starając się bronić. Nie mogłem przestać myśleć o wilkach, aniołach, o tym wszystkim. Zobaczyłem tylko jak chłopak biegnie i wyskakuje wprost na mnie. No to teraz tak jak cie uczono, dajesz.

Ręce krzyżowałem na piersi i odepchnąłem od razu go od siebie. Co sprawiło ,że od leciał do tyłu lądując na nogach. Ja zaś szybko zerknąłem na ojca który patrzył na mnie z pogardą? Tak, to można było nazwać. Widać było ,że go zawiodłem. 

- Louis'ie. - ojca głos był stanowczy

Nic na to nie odpowiedziałem, tylko zacząłem napierać na przeciwnika. Taka złość w tym momencie ogarnęła mnie. Przecież ja zawsze byłem taki spokojny..
Kolejny unik, kolejne uderzenie i kopnięcie. A my dalej staliśmy na nogach. Powoli z każdego z nas opuszczały siły i motywacje do dalszej walki. Do tego czułem wzrok ojca na sobie, to było coś okropnego. Jeden ruch i on za mną.

- Kurwa.. - wyszeptałem

I podciął mnie, co sprawiło ,że upadłem na ziemie z hukiem. Przyjaciel patrzył na mnie z przerażeniem, lecz nie na długo. Wstałem za jednym ruchem i oddałem przeciwnikowi cios za ciosem. Za każdym kolejnym obronionym i nie stawałem się słabszy. Doszło do tego okropne uczucie. Czułem jak by coś wychodziło z moich pleców. Tylko nie wiedziałem co.

- Uważaj! - krzyknął farbowany blondyn

Szybko wykonałem dwie  gwiazdę do tyłu unikając ciosu. Przy tym czując ból w prawej ręce ,która zgięła się pod koniec. Co sprawiło ,że upadłem na brzuch.

- Cholera! - krzyknąłem słabo

Chłopak od razu znalazł się obok mnie wraz z ojcem. Powoli przewróciłem sie na prawy bok, a ból nie mijał, tylko potężniał z każdą kolejną chwilą. Zwinąłem się w kulkę zaciskając mocno oczy. Nie pomogło, nic nie pomagało. Nawet dłoń ojca ,którą położył na moich plecach.

- Odsuńcie się! - usłyszałem matczyny głos

Automatycznie zrobili dwa kroki do tyłu. Kobieta zaś pochyliła się nade mną i zaczęła uspokajać. Nie pomagało, tak bardzo teraz chciałem by to nie wychodziło ze mnie. Za bardzo bolało.

- Lou, musisz pozwolić skrzydłom sie wydostać, inaczej rozszarpie cię od środka. - wyszeptała
- Skrzydła?! - mój osłabiony krzyk usłyszeli  Niall z ojcem

Od razu ojciec podszedł do matki. Zaczął strasznie krzyczeć i wypytywać.

- To go zabije! - wydarł się wręcz na nią
- Jest silny. Musi pozwolić im wyjść. - mówiła spokojnie

Leżałem dalej. Analizowałem wszystkie słowa. SKRZYDŁA. ROZSZARPAĆ. BÓL. ZABICIE. WYDOSTANIE. Zacisnąłem ponownie powieki. Nie chciałem ich, nie było mi to pisane.
Pozwól im. Przez moją głowę przeszła myśl. Ale jak?! A jeśli to i tak nie pomoże? To już po mnie.. Przewróciłem się powoli na brzuch. Kolejny ból, szlak! 

- Braciszek! - znajomy pisk siedział mi w uszach

Otworzyłem oczy i zobaczyłem Fizzy. Ostatnimi siłami zmieniłem pozycje i zacząłem kierować się w jej kierunku. Ból nie dawał za wygraną, do tego z grymasem na twarzy. Widziałem w oczach siostrzyczki strach, jak i ciekawość. Co ona tu robiła?

- Fizzy, odsuń się. - usłyszałem głos ojca

Ona zaś dalej czekała na mnie. Już nie dawałem rady. Ani jednego kroku, boże jeszcze kawałeczek. Tylko do siostry i tyle. 

- Aaaaaa! - krzyknąłem z bólu lecąc do przodu

Czując jak jedno skrzydło wyszło z moich pleców utrzymując mnie nad ziemią. Z moich oczu momentalnie poleciały łzy zdobiąc moje policzki. Przed całe plecy przechodziły dreszcze i kolejna fala bólu, za każdym razem coraz mocniejsza. 

- Niall, leć do niego! - rozkazała mama
- Za późno... - wyszeptałem

Drugie skrzydło było już na wierzchu. Nie miałem siły już nawet krzyczeć z cierpienia jakie opanowało moje ciało. Czułem tylko jak powoli opadam na dół w czyjejś ramiona zamykając powoli oczy. Wpadłem w ciemność, w pustkę bez niczego.

~*~


- Louis. - wyszeptałem

Imię chłopca z legendy o której mówili mi jak byłem mały. Louis, Louis, Louis... Lecz i tak je wymówiłem, a przez moje ciało przeszła fala bólu. Chłopak o cudownych oczach ukazał się w mojej głowie. Wygiąłem się w łuk i mnóstwo przekleństw wyleciało z moich ust. Ból był nie do zniesienia. Wzrok rodziców, siostry, poddanych był do niezniesienia. Niech oni się nie patrzą!

- Zaczyna się. - powiedział król
- Czy nie za wcześnie? - zapytała z niepokojem rodzicielka
- Co się dzieje?! - krzyknąłem
- Nie bój sie. - rzekła spokojnie

Ojciec wraz z matką znaleźli się obok mnie i pomogli mi dość do pokoju. Tam na spokojnie przeszedłem przemianę. Chociaż w głowie dalej siedział mi chłopak o anielskich oczach i delikatnych rysach twarzy..






Uwaga:
Jak zauważyliście jest wątek wilkołaków jak i aniołów. Mam nadzieje ,że was to tylko zachęciło do czytania bloga. I ogólnie rozdział się spodobał, oby wam też. Do tego wyszedł dłuższy niż myślałam.
Nie bądźcie źli ,że Louis tak wycierpiał, już nie będzie. :) Czekam na wasze szczere opinie na temat rozdziału. :)
~Panda

czwartek, 2 maja 2013

Prolog

Dawno, dawno temu. Gdy jeszcze nie było zła, a wszystkim rządziło dobro. Obie krainy Erna i Entia żyły w zgodzie. Wszędzie się tliła radość wraz ze szczęściem. Nie było kłótni, nikt nie sprzeciwiał się innym, tylko spokojną rozmową. Wszystko rozwiązywali pojednaniem. Każdy myślał ,że tak będzie już zawsze. Bez zła, bez cierpienia i krzywdzenia drugiej osoby.
Niestety spokój obu krain został zakłócony. Między krainami wyłonił się Lucyfer*. Demon, a raczej diabeł który kocha kłótnie, krzywdę którą inni wyrządzają sobie nawzajem. 
Królowie Erny i Enti postanowili połączyć swoje siły by pokonać wroga. Nie wiedzieli niestety ,że demon robi to wszystko specjalnie. Każdego dnia staczali bitwy wobec niego, każda była przegrana. Tylko czemu? Magiczne postacie, przeciw demonowi. Można uznać ,że szanse są wyrównane, lecz tu był haczyk. Demon czerpał większe siły z cierpienia wojowników i tych którzy walczyli z nim.
Myśleli ,że to już koniec. A Lucyfer już miał plan w zanadrzu. Pewnego wieczoru poszedł do każdego króla nagadując co niby drugi mówił o nim. Inaczej można powiedzieć ,że kłamał. Co zdenerwowało obu władców. Teraz nie zajmowali się zniszczeniem demona, tylko siebie nawzajem. Poddani nie wiedzący co mają zrobic, bali sie każdego dnia co będzie dalej. 
Po wygranej wojnie i osłabieniu obu krain Lucyfer znikł. Zostawił po sobie tylko cierpienie i strach. Każdy się zastanawiał o co mu chodziło. Czy taki był jego plan i czy kiedykolwiek wróci. W pewnym sensie cieszyło to innych. Mimo ,że go nie było dalej między władcami panowała wojna.
Głosi legenda ,że na świat przyjdą dwoje chłopców którzy połączą obie krainy. Ich miłość i determinacja sprawią ,że w końcu zagości w obu krainach pokój i zgoda.

- Dziadku, dziadku, ale kto taki? - spytał mały chłopiec o szaro-niebieskich oczach

Straszy mężczyzna spojrzał na niego i delikatnie się uśmiechnął. Doskonale wiedział ,że to właśnie ten chłopczyk pomoże w pogodzeniu obu światów. Nawet nie wiedział co sporzywa w jego dłoniach.

- Ty Louis'ie. - powiedział spokojny

Młody Tomlinson spojrzał na niego lekko przerażony jak na 6 latka. Czyżby to była prawda? Przecież nikt by dziecku nie mówił teraz prawdy póki nie dorośnie. Ale taki nie był dziadek chłopca. Zawsze mówił wprost i kochał swojego wnuka.

- Ale jak to? - już drugie pytanie wyleciało z ust chłopca
- Lou, dorośniesz i wtedy wszystko zrozumiesz. Pamiętaj ,że zawsze możesz na mnie liczyć i tak będzie i potem. - uśmiechnął się starzec

Chłopczyk nic nie powiedział tylko mocno przytulił się do swojego dziadka. On zawsze miał dla niego czas. Opowiadał mu historie każdego razu gdy Tommo do niego przychodził. Teraz dzięki niemu już wiedział co wydarzy się dalej. Będzie czekał aż dorośnie i zrozumie co los dał mu.


*Lucyfer - Diabeł który niszczy wszystko zwłaszcza miłość i dobro, w czasach ogólnych ukazany jako kusiciela i złą postać


Uwaga:
No to mam prolog za sobą, nareście! Mam nadzieje ,że wam się spodoba. :) Opowiadanie tylko na wstępie jest opisane przez narratora, a potem czas pokaże.
Ten prolog dedykuje założycielce bloga DAGMARKO DZIĘKUJĘ CI ♥
Liczę na wasze szczere opinie :) Chcesz być informany - KLIK TU
~Panda