wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 1

*12 lat później* 

Dalej pamiętam słowa dziadka które powiedział te 12 lat temu. Wszystko wydawało się takie no straszne. Przecież nie każdy dowiaduje się ,że pomoże w połączeniu obu krain. Chociaż można było pomyśleć ,że to jakiś żart, ja już wiedziałem ,że to będzie coś. Dziadek nigdy nie kłamał, co sprawiło ,że zawsze każdy mu ufał. I chyba nikt nie podważy tego co on mówi. Lecz no zmiana tematu.
Siedziałem właśnie w pokoju czytając o runach i takich tam. Do tego nie mogłem się skupić. Co za głupie książki! Jak siedzenie nie pomaga, to pochodzę po pokoju. Wolnym ruchem wstałem i zacząłem maszerować po pokoju z książką w ręku. Nie chodzi o to ,że jestem nieukiem, tylko na dzisiaj już nie mogłem patrzeć na te wszystkie książki, te literki, znaczki.. Oczopląsu dostawałem.

- Dość na dzisiaj. - pomyślałem

Położyłem książkę na ziemie, a sam rzuciłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Cisza i spokój. Siostry w ogrodzie z mamą, tata gdzieś w zamku i ja w pokoju. Brakuje mi tu jeszcze Niall'a. Chociaż chwila spokoju dobrze mi zrobi. Hm, będę musiał za jakąś godzinę zacząć trenować. Lecz mam jeszcze czas. 

- Yoko. - zawołałem moja kotkę

Nim się zorientowałem już mała, ciepła kuleczka leżała mi na brzuszku. Była ona cała biała, jak śnieg. Do tego jej niebieskie oczka były śliczne. Uwielbiałem się z nią bawić. Zawsze potrafiła mi poprawić humor. Otworzyłem powoli oczy i spojrzałem na nią kładąc rękę na jej futerko. Zacząłem delikatnie głaskać i drapać za uszkiem. Jej mruczenie umiało uspokoić.

- Louis, trening! - krzyknął donośnie  Niall'a

Z przerażenia aż spadłem z łóżka. Od razu poczułem ból w plecach. Boże, zabije, poćwiartuje i zakopie tą go. Boże, a co z Yoko?! Spojrzałem na siebie i się zdziwiłem. Kotka dalej leżała na brzuchu słodko mrucząc. 

- Moje plecy! - wydałem się

Mój przyjaciel szybko znalazł się obok 
mnie patrząc ze zmartwieniem. Zdjął małą z mojego brzucha. Lecz ja dalej leżałem na plecach. Boże, Niall zginiesz marnie. Oj, zginiesz. Horan kucnął przy mnie i zaczął pomagać mi. Każda cząstka mnie krzyczała z bólu. 

- Ja.. Ja , przepraszam księcia. - spuścił głowę w dół

Spojrzałem na niego chwilę i roztrzepałem jego czuprynkę. Nie lubiłem jak mówili do mnie tak. Wystarczyło zwykłe Louis, Lou, Tommo lub Boo Bear.

- Spokojnie, już tak nie boli jak na początku. - uśmiechnąłem się

Chłopak od razu spojrzał na nie mnie z ulgą, po czym odwzajemnił uśmiech. No to czas na trening. Ciekawe kto teraz będzie się bacznie przyglądać temu jak walczę.


- Louis, nie pocieszę cie. - odezwał się cicho


Zakładałem właśnie strój na trening, za to mój przyjaciel już był gotowy.

- Co się stało? - zapytałem po chwili
- Twój ojciec... - zaczął

Przerwało mu otwieranie drzwi, w których był mój tata. Od razu mina mi zrzedła. Teraz będę musiał być idealny, bo inaczej skrytykuje mnie. 

- Mam nadzieje ,że pokażesz synu klasę. - powiedział mój ojciec
- Oczywiście. - odpowiedziałem

Tata uśmiechnął się i wyszedł. Od razu spuściłem głowę w dół. Przecież ja nie dam rady. Nie trenuje od dziecka, ani nie jestem w tym mistrzem. Nie Louis, nie jestem pesymistą, to nie ty.

- Lou, czas. - usłyszałem głos Niall'a

Od razu spojrzałem na niego i skinąłem głową ,że jestem gotowy. Równym ruchem wyszliśmy z pomieszczenia. Horan doskonale wiedział ile to dla mnie znaczy ,że ojciec jest tu i ile stresu mam przez to. Zerknąłem na ojca, patrzył się na mnie neutralnie. Potem na Horana. Nie miał żadnych uczuć wymalowanych na twarzy, tylko w oczach było widać delikatny stres.

- Zaczynajcie. - głos która rozszedł się po całym miejscu

Oboje odsunęliśmy się od siebie na odpowiednią odległość. No to teraz czas zaczął. Przymknąłem powoli oczy, starając się uspokoić. Niestety, w tym momencie legenda w której miałem brać udział przyszwędała się do głowy. O nie.

- Jest taki młody. Nawet nie wie ile znaczy dla własnego ojca, króla, władcy.. - zaczął starzec
- Nic na to nie poradzisz. On w końcu zrozumie, przecież wiesz o tym. - rzekła młoda kobieta
Mężczyzna cicho westchnął, co sprawiło ,że kobieta posmutniała. Doskonale wiedziała ,że ojciec miał racje. Lecz co ona mogła zrobić? Ukryć syna? Nie.
- A ten drugi chłopiec z Erny? - zapytała niespokojna
- Jak wiem to jest to wilkołak, w postaci człowieka. Wiesz jak wyglądają przemiany - odpowiedział smutno
- Ale mój synek to anioł z doznaniami i pragnieniami człowieka. - krzyknęła zrozpaczona
- Wiem, ale nie ma innego wyjścia. Wszystkiego musimy go nauczyć. - wyszeptał
Chyba właśnie teraz zorientował się ,że podsłuchuje ich niebieskooki chłopiec. Postał kobiecie szybki znam ,że nie są sami. Zaś ona jedynie zaczęła się zastanawiała się ile jej synek usłyszał.

Kolejny raz oberwałem od przyjaciela dalej starając się bronić. Nie mogłem przestać myśleć o wilkach, aniołach, o tym wszystkim. Zobaczyłem tylko jak chłopak biegnie i wyskakuje wprost na mnie. No to teraz tak jak cie uczono, dajesz.

Ręce krzyżowałem na piersi i odepchnąłem od razu go od siebie. Co sprawiło ,że od leciał do tyłu lądując na nogach. Ja zaś szybko zerknąłem na ojca który patrzył na mnie z pogardą? Tak, to można było nazwać. Widać było ,że go zawiodłem. 

- Louis'ie. - ojca głos był stanowczy

Nic na to nie odpowiedziałem, tylko zacząłem napierać na przeciwnika. Taka złość w tym momencie ogarnęła mnie. Przecież ja zawsze byłem taki spokojny..
Kolejny unik, kolejne uderzenie i kopnięcie. A my dalej staliśmy na nogach. Powoli z każdego z nas opuszczały siły i motywacje do dalszej walki. Do tego czułem wzrok ojca na sobie, to było coś okropnego. Jeden ruch i on za mną.

- Kurwa.. - wyszeptałem

I podciął mnie, co sprawiło ,że upadłem na ziemie z hukiem. Przyjaciel patrzył na mnie z przerażeniem, lecz nie na długo. Wstałem za jednym ruchem i oddałem przeciwnikowi cios za ciosem. Za każdym kolejnym obronionym i nie stawałem się słabszy. Doszło do tego okropne uczucie. Czułem jak by coś wychodziło z moich pleców. Tylko nie wiedziałem co.

- Uważaj! - krzyknął farbowany blondyn

Szybko wykonałem dwie  gwiazdę do tyłu unikając ciosu. Przy tym czując ból w prawej ręce ,która zgięła się pod koniec. Co sprawiło ,że upadłem na brzuch.

- Cholera! - krzyknąłem słabo

Chłopak od razu znalazł się obok mnie wraz z ojcem. Powoli przewróciłem sie na prawy bok, a ból nie mijał, tylko potężniał z każdą kolejną chwilą. Zwinąłem się w kulkę zaciskając mocno oczy. Nie pomogło, nic nie pomagało. Nawet dłoń ojca ,którą położył na moich plecach.

- Odsuńcie się! - usłyszałem matczyny głos

Automatycznie zrobili dwa kroki do tyłu. Kobieta zaś pochyliła się nade mną i zaczęła uspokajać. Nie pomagało, tak bardzo teraz chciałem by to nie wychodziło ze mnie. Za bardzo bolało.

- Lou, musisz pozwolić skrzydłom sie wydostać, inaczej rozszarpie cię od środka. - wyszeptała
- Skrzydła?! - mój osłabiony krzyk usłyszeli  Niall z ojcem

Od razu ojciec podszedł do matki. Zaczął strasznie krzyczeć i wypytywać.

- To go zabije! - wydarł się wręcz na nią
- Jest silny. Musi pozwolić im wyjść. - mówiła spokojnie

Leżałem dalej. Analizowałem wszystkie słowa. SKRZYDŁA. ROZSZARPAĆ. BÓL. ZABICIE. WYDOSTANIE. Zacisnąłem ponownie powieki. Nie chciałem ich, nie było mi to pisane.
Pozwól im. Przez moją głowę przeszła myśl. Ale jak?! A jeśli to i tak nie pomoże? To już po mnie.. Przewróciłem się powoli na brzuch. Kolejny ból, szlak! 

- Braciszek! - znajomy pisk siedział mi w uszach

Otworzyłem oczy i zobaczyłem Fizzy. Ostatnimi siłami zmieniłem pozycje i zacząłem kierować się w jej kierunku. Ból nie dawał za wygraną, do tego z grymasem na twarzy. Widziałem w oczach siostrzyczki strach, jak i ciekawość. Co ona tu robiła?

- Fizzy, odsuń się. - usłyszałem głos ojca

Ona zaś dalej czekała na mnie. Już nie dawałem rady. Ani jednego kroku, boże jeszcze kawałeczek. Tylko do siostry i tyle. 

- Aaaaaa! - krzyknąłem z bólu lecąc do przodu

Czując jak jedno skrzydło wyszło z moich pleców utrzymując mnie nad ziemią. Z moich oczu momentalnie poleciały łzy zdobiąc moje policzki. Przed całe plecy przechodziły dreszcze i kolejna fala bólu, za każdym razem coraz mocniejsza. 

- Niall, leć do niego! - rozkazała mama
- Za późno... - wyszeptałem

Drugie skrzydło było już na wierzchu. Nie miałem siły już nawet krzyczeć z cierpienia jakie opanowało moje ciało. Czułem tylko jak powoli opadam na dół w czyjejś ramiona zamykając powoli oczy. Wpadłem w ciemność, w pustkę bez niczego.

~*~


- Louis. - wyszeptałem

Imię chłopca z legendy o której mówili mi jak byłem mały. Louis, Louis, Louis... Lecz i tak je wymówiłem, a przez moje ciało przeszła fala bólu. Chłopak o cudownych oczach ukazał się w mojej głowie. Wygiąłem się w łuk i mnóstwo przekleństw wyleciało z moich ust. Ból był nie do zniesienia. Wzrok rodziców, siostry, poddanych był do niezniesienia. Niech oni się nie patrzą!

- Zaczyna się. - powiedział król
- Czy nie za wcześnie? - zapytała z niepokojem rodzicielka
- Co się dzieje?! - krzyknąłem
- Nie bój sie. - rzekła spokojnie

Ojciec wraz z matką znaleźli się obok mnie i pomogli mi dość do pokoju. Tam na spokojnie przeszedłem przemianę. Chociaż w głowie dalej siedział mi chłopak o anielskich oczach i delikatnych rysach twarzy..






Uwaga:
Jak zauważyliście jest wątek wilkołaków jak i aniołów. Mam nadzieje ,że was to tylko zachęciło do czytania bloga. I ogólnie rozdział się spodobał, oby wam też. Do tego wyszedł dłuższy niż myślałam.
Nie bądźcie źli ,że Louis tak wycierpiał, już nie będzie. :) Czekam na wasze szczere opinie na temat rozdziału. :)
~Panda

8 komentarzy:

  1. Biedny Lou :c Mimo to bardzo mi się podoba :3 Chcę więcej ! Świetny jest wątek fantastyczny Jejejejejej <3. *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze? Jesteś pewna? Dobra, będzie szczerze. To jest.. noo.. po prostu.. nie.. ughh... zwyczajnie.. no nie..umm.. może inaczej. Początek był zwyczajny. Chłopak, książe, kiżysta z chwili i odpoczywa z kotkiem. A potem coś się zmieniło, jak poszedł na ten trening. To jest nienormalne. Podczas treningu rosną mu skrzydła i przez to cierpi. Staje się aniołem. Aniołem! To niedorzeczne! W dodatku jeszcze tak nagle ojciec się o niego martwił. Ale najlepsze na koniec. Harry myślał o Lou i wtedy się zaczęło, tak samo jak Louis myślał o opowieści. No to teraz moge dokończyć moje strasznie wyjąkane zdanie. To jest ZAJEBISTE! Kocham wszystko co piszesz i chcę więcej! (tak wiem, tak mówią dzieci bla bla bla..) Czekam! :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem tak. Już ci to pisałam, ale się powtórzę. PISZESZ CUDOWNIE *.* Przez ciebie mam chęć usunięcia mojego bloga, bo nie dorasta twoju do pięt!!! Boziu jak Lou się wycierpiał. Biedaczek. Chociaż Hazz przechodził to samo. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się niedługo, bo czekam z zapartym tchem. Weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  4. jak zawsze świetne nie mogę się doczekać kolejnego!! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne! Świetne połączenie fantastyki z tematyką średniowiecza, choć nie wiem, czy zamierzone. Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Już nie mogę doczekać się następnego. Swoja drogą bardzo ciekawy wątek z tymi wilkołakami i aniołami.
    Życzę weny i czekam z niecierpliwością ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantastyczny! Już jestem twoją wielką fanką. Ciekawe wątki i fabuła, świetne opisywanie scen. <3 Nie mogę się doczekać następnego. Będę często tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Żałosne!!! Najpierw jest ok. Książe trzyma na brzuchu kotka-zapowiadało się fajnie. A potem ten ból skrzydła. To nie mój gust. Ja kocham Lou i nie czaje jak na blogu o nim można pisać że jest aniołem. Możesz odwiedzić też mojego bloga o nazwie louiskowa tomlinsonkowa. Czekam na komentarz

    OdpowiedzUsuń